„No… ja bym nie używał, ale mam znajomych, którzy na pewno bardzo chętnie…”
8:30
„Wstajemy? Musimy tam zdążyć na dziesiątą.” „Tak, tak. Ale jeszcze chwilkę poleżmy…”
10:20
„To jaki mamy plan na dziś, kochani?” „Do czternastej powinniśmy mieć dziesięć prototypów.” „F*ck, mało czasu jak dla kogoś, kto nawet nie ma jeszcze wybranych 10 pomysłów”.
Go girl!
Niedziela była dla mnie łatwiejsza. Chyba pomogło to, że spuściłam z siebie emocje w sobotę wieczorem. I że napisałam ten post na blogu 😉 Sobota była tak intensywna, pełna tak ambiwalentnych emocji, wzlotów i upadków, że musiałam to z siebie wyrzucić. Dopiero wtedy mogłam myśleć o dalszych krokach.
W niedzielę przyszłam na miejsce trochę spokojniejsza, bardziej skoncentrowana, wiedziałam, co mamy do zrobienia do 17.00 i na czym powinnam się teraz skupić. Nasze dyskusje o strategii zdążyły wybrzmieć, nabraliśmy pewności, że doszliśmy do dobrych wniosków. Chłopaki pracowali nad demo gry, która stanowiła clue idei Cukeriady. Ja zabrałam się za poszukiwanie w sieci i składanie do prezentacji danych liczbowych pokazujących potencjał strategiczny pomysłu. Grzegorz miał złożyć szkic budżetu kosztów. Ola znalazła rzutem na taśmę jeszcze jedną osobę, która chciała dołączyć do naszego zespołu i która mogła nam pomóc w zrobieniu projektu strony www. Ola pokazała swoją ogromną determinację po raz kolejny podczas tego weekendu. Teraz miała skoncentrować się na przygotowaniach do finałowej prezentacji. Na godzinę przed pitchem udało nam się jeszcze założyć fanpage dla Cukeriady na facebooku i o 17.00 mieliśmy tam już pierwszą setkę fanów 😉
Omamiona
Budzę się rano. Jeszcze ledwo kojarzę co i jak. Ale już moja ręka szuka po omacku telefonu. Zanim się podniosę, żeby budzić dzieci do szkoły, najpierw sprawdzę, co słychać na facebooku. Przeważnie rano nic nie słychać. Mało kto z moich znajomych umieszcza coś świeżego przed 7.00 naszego czasu. Można liczyć przeważnie jedynie na wieczorne wpisy z Ameryki 😉
Jedząc śniadanie staram się mieć zawsze jedną rękę wolną, żeby móc przesuwać palcem po ekranie telefonu. Jest po 8.00 i można już co nieco przeczytać na FB, dotrzeć do interesującego artykułu, pośmiać się z obrazków. A jeśli nie FB, to zawsze mogę przegryzając kanapkę poprzeglądać Pinterest. Wystarczy kilka minut. Wydaje się, że to niekończący się zbiór płynących z góry do dołu obrazków – zdjęć stylizacji, mody, architektury, przyrody, destynacji podróżniczych, aktorów i muzyków, potraw. Raz na jakiś czas tam zaglądam. Kolekcjonuję. Zbieram skarby i skarbiki. A potem z dumą mogę oglądać swoje kolekcje. Taka słabostka.