Berlin. Dla początkujących. (cz. 1.)
Dawno tu nie zaglądałam. Wakacje, wyjazdy, przyjemności odciągnęły mnie od klawiatury… Ale teraz, kiedy lato się kończy, a w powietrzu czuć powiew początku roku szkolnego, czas na podsumowania, refleksje, wspomnienia.
To pierwsze takie lato, kiedy nasze wszystkie dzieci odmówiły nam wspólnego wyjazdu na wakacje. Już od kilku sezonów można było wyczuć, że ten moment się zbliża, ale do tej pory chwytałam się desperacko ostatnich resztek ich chęci na wspólne wyjazdy i starałam się ją jeszcze choć trochę podsycać. Młodsze dzieci były moją nadzieją na te wakacje, ale okazało się, że i one wyrosły już ze wspólnych wyjazdów z rodzicami. To smutne. To prawie jak przeżywać syndrom pustego gniazda, kiedy przychodzi się rodzicom pogodzić z wyprowadzką dzieci z domu rodzinnego. Dlatego tak trudno było mi się z tym zmierzyć. Wiem, że to zapowiedź czegoś o wiele cięższego dla matki, co w przypadku Zuzy stać się może już za 3 lata. A każda z nas, matek, chciałaby trochę, żeby dzieci zawsze pozostały dziećmi i nie dorastały. Nie jestem w tym względzie ani bardziej dojrzała, ani mądra. Jestem nad wymiar naiwna, zdziwiona obrotem rzeczy, niegotowa.