69 godzin w Peszcie i 3 w Budzie… (spędzone głównie na konsumpcji albo w łóżku ;)

23031432_10159565507985344_5544989528144820654_n

Wybraliśmy się z Milakiem do Budapesztu, żeby tam świętować naszą 15. rocznicę wspólnego pożycia niemałżeńskiego. I wyszło nam to cudnie! Fajne miejsca do nocowania, świetne jedzenie, przyjemnie spędzone wieczory. Dlatego podzielę się z Wami kilkoma wskazówkami, gdybyście potrzebowali podpowiedzi, gdzie i co warto w tym mieście, jeśli, tak jak my, planujecie tu spędzić kilka dni. Bo Budapeszt to dobry pomysł na krótki miejski wyjazd.

Co jeśli samochodem?

Do Budapesztu można przylecieć samolotem. My jednak przyjechaliśmy tu autem, bo byliśmy bezpośrednio wcześniej w Krakowie u mojej siostry, a i potem mieliśmy tam pojechać. Podróż z Krakowa do Budapesztu to jakieś 6 godzin. Ma swoje plusy, jeśli lubi się przemierzać Europę autem. No i można też przewieźć trochę więcej zakupów spożywczych, jeśli węgierskie specjały takie jak wina, salami, wątróbki czy przyprawy to coś, co chcecie mieć w swojej kuchni.

23131652_10159570428390344_5914211944534194188_n

Niestety podróż samochodem oznacza też konieczność parkowania go w mieście, co takie proste i tanie tam nie jest, jeśli – jak zakładam – chcecie mieszkać w ścisłym centrum. My pierwszą noc spędziliśmy w dystrykcie Parlamentu, gdzie parkowanie na ulicy może trwać tylko do 4 godzin i jest stosunkowo drogie. Potem przeprowadziliśmy się obok – do starej dzielnicy żydowskiej, tam było trochę lepiej ze stawkami za parkowanie, ale nadal trzeba było odwiedzać auto regularnie i kupować kolejne bilety. Dlatego skorzystaliśmy z rady naszego gospodarza i zaparkowaliśmy samochód w jednym z parkingów mieszczącym się w budynku na ciasnej uliczce żydowskiej dzielnicy.  Wyszło trochę taniej, a na pewno dużo wygodniej.

Gdzie mieszkać?

Na kilka dni przed wyjazdem zrobiliśmy rezerwację przez Airbnb w dobrej lokalizacji. W tym okresie i dla dwóch osób nie było problemu ze znalezieniem czegoś atrakcyjnego mimo krótkiego wyprzedzenia. Milaś wyznaczył mi limit – do 200 zł za dobę i nadal na portalu można było wybierać spośród wielu atrakcyjnych ofert. Potem okazało się, że chcemy jechać do Budapesztu jednak dzień wcześniej niż wstępnie planowaliśmy, dorezerwowaliśmy więc w ostatniej chwili jeszcze jedną noc w innym miejscu (nasz docelowy apartament nie był w tym dniu dostępny). To dało nam dobrą okazję do poznania dwóch bliskich siebie dzielnic o bardzo różnym charakterze.

Pierwszy nocleg to apartament przy ulicy Szemere 19 tuż obok Parlamentu, blisko Dunaju. Nobliwa, spokojna i bardzo bezpieczna dzielnica. Dookoła przepiękne monumentalne budowle i prestiżowe kamienice, ministerstwa, sąd najwyższy i pełno straży wokół. Małe mieszkanko w cichej uliczce, na 4 piętrze, gdzie wjeżdża się starą windą w ażurowej kutej z żelaza klatce. Lokalizacja bardzo atrakcyjna, jeśli potrzebuje się spokoju i poczucia bezpieczeństwa, a przy okazji kilka minut piechotą od tętniącej nocnym życiem dzielnicy żydowskiej.

23316365_10159565507910344_5287327833171904570_n

Dwie następne noce spędziliśmy już w innym miejscu, przy jednej z głównych arterii miasta: Erzsébet körút w starej żydowskiej dzielnicy, przy głośnej i pełnej życia dniem i nocą ulicy. Okna apartamentu wychodziły jednak na drugą, maleńką i nieuczęszczaną uliczkę, dzięki temu było zadziwiająco cicho. A jednocześnie lokalizacja dawała dostęp kilku minut piechotą do świetnych restauracji, barów, śniadaniowni.

23131637_10159565507945344_4473173266494457806_n

Właściciel tego mieszkania, Viktor, spędził na powitanie z nami dobre 40 minut dokładnie wskazując na papierowej mapie wszystkie punkty gastronomiczne warte odwiedzenia i jego ulubione. Pokazywał ciekawe trasy na spacery, był bardzo troskliwy.

23032620_10159565508075344_4034157507258428635_n

Wkrótce dołączyła do nas jego żona, Kata. W tej samej kamienicy, drzwi w drzwi, posiadali drugie mieszkanko na wynajem, które też obejrzałam, więc jeśli ruszacie na wyjazd w dwie pary, albo z dziećmi – to będzie dla Was świetna opcja. Same apartamenty bardzo wygodne, urządzone ze starannością i smakiem; W lodówce zapas kawy illy, a na kuchennym blacie mały ekspres do kawy tej marki – robiący pyszne espresso. Sprzęt grający i nawet komputer z gotowymi otwartymi w przeglądarce oknami największych atrakcji Budapesztu.

23168052_10159565508880344_5411311400250886257_n

Kolacje

Pierwszą kolację zjedliśmy w Drop Shop w dzielnicy parlamentarnej. To był pierwszy strzał wsparty przejrzeniem Foursquare, który w takich sytuacjach zawsze mi się dobrze sprawdza. Strzał pierwszy i od razu w dziesiątkę! Miejsce to wine bar z imponującym wyborem win (w tym win węgierskich) i bardzo dobrym jedzeniem! Prosta karta – raczej przekąski do wina w postaci talerzy serów i mięs. Do tego dwie pozycje na ciepło. Tego dnia akurat były to sardynki w dwóch wersjach: La Quiberonnaise Sardines – Au beurre Bordier oraz Au beurre Bordier / Yuzu –  zamówiliśmy każde po jednej. Co to były za sardynki! Absolutnie cudowne w smaku, mięsiste – proste danie ze świetnego produktu. Podane na ciepło w towarzystwie grillowanej bagietki. Obłęd. Winne przekąski też zamówiliśmy. I w ten sposób zapełniliśmy żołądki i zaspokoiliśmy zmysły popijając wszystko świetnymi winami.

23031202_10159560066535344_5058918197996989233_n

Samo miejsce w połowie wypełnione ludźmi w środowy wieczór. Niezobowiązujący klimat, trochę mało nastrojowe światło. Z tego być może powodu nie ma się ochoty siedzieć tam godzinami. Raczej 2-3 kieliszki i masz ochotę pójść dalej. No ale przyjść tu bardzo warto dla tych smaków!

23031559_10159565508330344_239319100050837417_n

Drugą kolację zjedliśmy w The Big Fish idąc za rekomendacją Victora. Mieliśmy ochotę na owoce morza, a to miejsce to podobno najlepsze seafood bistro w mieście. Rezerwacja konieczna nawet poza weekendem. Spory wybór ryb i owoców morza, ale nie jakiś gigantyczny. 3 różne ryby, ośmiornice, kalmary, ostrygi, małże i przegrzebki. Wszystko za to bardzo świeże i smaczne. Spośród produktów leżących na barze z lodem wybrałam ośmiornice i kalmary do grillowania; do tego można dobrać któryś z kilku dodatków – poszłam za rekomendacją barmanki i wybrałam puree z zielonego groszku nie spodziewając się jednakże niczego wyrafinowanego.

23167729_10159565508180344_8256793322180245902_n

I jakże się myliłam! Milaś zdecydował się na mule – klasycznie podane z selerem naciowym i białym winem. Często tak jest, że po najprostszych daniach poznajemy umiejętności kucharza. Tak było i tu. Wcześniej kilka ostryg na zaostrzenie apetytów. Deser – mus czekoladowy z mango przelał moją czarę rozkoszy tego wieczoru. Nie spodziewałam się takiej pełni smaków w tym prostym bistro. Ani jego wystrój ani ogólny charakter nie zapowiadają w sumie aż takich kulinarnych uniesień – ot zwykły bar z owocami morza ułożonymi na lodzie. A jednak nie! Gorąco polecam 🙂

23032891_10159570426845344_5164341960453376251_n

Trzecią kolację zjedliśmy w Ket Szerecsen tuż obok pięknego budynku Opery. Ta restauracja to numer jeden w Budapeszcie wg Viktora – mojego foodie gospodarza. „Wiesz – zwrócił się do mnie – można chodzić do tych naszych restauracji z gwiazdkami Michelin, których mamy tu kilka, ale ja wolę te trochę mniej znane perełki, w których jedzenie jest wspaniałe a atmosfera niezobowiązująca i ceny nadal ok.” I tym tropem poszliśmy z Milasiem podczas naszego wyjazdu! Dla pewności zerknęłam na opinie o Ket na Foursquare i super wysokie noty potwierdzały opinię Viktora. Do tego w komentarzach co chwila wybijało się to danie: duck liver.

23132073_10159570427105344_7055241060813963885_n

I to właśnie tu zjadłam najlepsze danie podczas tego wyjazdu: kacza wątróbka podana na toście – tak gładka, rozpływająca się w ustach, słodka i kremowa. W towarzystwie puree jabłkowego i jakże zaskakującej acz prostej sałatki z selera naciowego, orzeszków ziemnych i natki pietruszki. Genialne danie!

Była też perfekcyjnie klasyczna i wyważona zupa gulaszowa, a dla Milaka talerz z owocami morza. Nawet tak prosta rzecz jak tatar z łososia miał tu niebywały smak złagodzony avocado i podkręcony delikatnie miętą. Wspaniała obsługa. Do tego miejsca z pewnością wrócę!

Na koktajl albo piwo

23031626_10159560067080344_5575303120759765051_n

Pierwsze miejsce na drinka po kolacji poleciła nam nasza przyjaciółka Karina – Szimpla Kert w środku starej żydowskiej dzielnicy. To tzw ruin bar – gigantyczne, dwupoziomowe miejsce z licznymi zaułkami, zakamarkami, wieloma barami. Coś jak pawilony w Warszawie – tylko położone w jednym dużym budynku z krużgankami po środku i trochę bardziej rozbudowaną scenografią.

23032866_10159560067010344_4735878962567822930_n

Tłum ludzi w środową noc, całość czynna do 4 nad ranem. Nie będziecie tu raczej nigdy sami. My z Milasiem lubimy takie miejsca i byliśmy zachwyceni 🙂

23167825_10159565508785344_4007862995124205143_n

Drugiej nocy wybraliśmy się za wskazówką Andrzeja Krystosiaka, utalentowanego barmana z Warszawy z którym współpracujemy w Ulala Chef, do coctail baru o nazwie Boutiq’Bar. Ciasne, przyjemnie oświetlone, wygodne wnętrze. Miła i sprawna obsługa. Całkiem przyjemnie spędza się tam czas.

23244351_10159570427820344_4364914310931034274_n

Ostatniego wieczoru zaś trafiliśmy do baru WarmUp – trochę bardziej wyluzowanego i młodzieżowego. Z bardzo ciekawym wystrojem i barmanami tym razem nie w muszkach i szelkach, a swobodnie ubranymi i okrytymi fartuchami, którzy zbierając zamówienie przysiadali się do naszego stolika jak znajomi. Głośna muzyka nastrajała do imprezowej nocy.

Śniadania – moje własne internetowe eksploracje

23031571_10159560067370344_4603322619032138911_n

W tej kategorii Fourquare mnie nie zawiódł i z 3 odwiedzonych miejsc w każdym byliśmy zadowoleni. Pierwsze w dzielnicy Parlamentu, z dala od turystycznych ścieżek – Double Shot. Wielkie porcje dań śniadaniowych w oparciu o pajdy domowego chleba (trochę za dużo chleba jak na mój gust) – u mnie omlette sandwitch z serem cheddar, u Milasia avocado toast. Świetna kawa. Ciasno, trudno o miejsce przy stole, ale bardzo klimatycznie i smacznie. Stąd polecam przyjemny spacer w południowym słońcu nad rzekę, która jest obok i macie tu widok na wzgórze zamkowe, mosty i Wyspę Małgorzaty.

23131896_10159565509060344_4643134165554825804_n

Drugiego dnia chyba najlepsze miejsce na śniadanie, na jakie trafiliśmy podczas tego wyjazdu. To STIKA Budapest i najlepsza flat white, jaką piłam w Budapeszcie. Nieduży lokal, dużo światła słonecznego, tłoczno. Ładny bar, elegancko ubrani kelnerzy i bariści, przyjemny jazz w tle. A w menu świetne jajka po benedyktyńsku i eggs florentine ze szpinakiem i mascarpone oraz sosem hollandaise. Ładnie podane. Cudnie tak zacząć dzień!

23167784_10159570427910344_1577812138226504908_n

Trzecie śniadanie zjedliśmy również w tej dzielnicy w miejscu o nazwie London Coffee Society – przy barze obsługiwał nas wystylizowany jegomość z bezbłędnym brytyjskim akcentem. W karcie klasyki europejskie plus szakszuka, która musiała być moja tego dnia. Gęsta pomidorowa masa miała w sobie bardzo wyraźne paprykowe nuty – taki trochę bardziej węgierski charakter 😉 ale świetna była i bardzo pożywna!

Lunche

23172481_10159570426325344_8317651461083477652_n

Tylko raz udało nam się zjeść coś w rodzaju późnego lunchu. Pata Negra to hiszpański prosty tapas bar (mają 3 lokalizacje w Budapeszcie) – papierowe obrusy, bar z wybranymi tapasami, do tego dobre wina. No i świetne owoce morza. Ale też doskonałe oliwki, kapary i hiszpańskie grzanki z pastą z pomidorów. Polecam też dwa rodzaje anchois, które znajdziecie w karcie.

23231484_10159570426270344_1973859933964525935_n

Gdyby starczyło nam czasu to na lunch lub kolację poszlibyśmy jeszcze do Dobrumba z kuchnią Midle East / Śródziemnomorską. Zapisuję sobie, żeby o tym miejscu następnym razem pamiętać. Na kawę do New York Cafe (chociażby z powodu pięknego wnętrza tego miejsca) i na drinka do rooftop baru 360 (był niestety nieczynny w dniu, w którym tam zajrzeliśmy). A dla Was dodatkowa wskazówka – zawsze dobrze na kolację zrobić rezerwację – w Budapeszcie jest mnóstwo oblegających knajpy turystów, a i Węgrzy lubią jadać poza domem. Nawet dla dwóch osób i to wcale nie w weekend może być problem ze znalezieniem stolika wieczorem, więc lepiej się zawsze zabezpieczyć rezerwacją 🙂

Zwiedzanie

Nie jesteśmy z Milasiem typem turystów zaliczających wszystkie turystyczne atrakcje. Rzadko chodzimy tymi ścieżkami, jeśli można, szukamy miejsc, gdzie bywają lokalesi. Od muzeów i pałaców wolimy miejskie parki, ulice, miejską architekturę, bulwary nad rzeką. W taki sposób łatwiej poczuć charakter miasta naszym zdaniem.

23172698_10159570427440344_5112755105307877131_n

W Budapeszcie odwiedziliśmy 3 atrakcje, które nas pociągały. Zrobiliśmy sobie spacer zabytkowym mostem łańcuchowym, weszliśmy na wzgórze zamkowe, żeby zobaczyć piękna panoramę miasta ze strony Budy, i odwiedziliśmy najstarszą i największą w Budapeszcie halę targową. Oprócz tego dosyć dokładnie obejrzeliśmy okolice i monumentalny budynek Parlamentu. Aha! No i przejechaliśmy się najstarszą w kontynentalnej Europie linią metra – wagony wyglądają jak małe żółte podziemne tramwaje, a tunel zaledwie 2 metry pod ziemią! Poza tym klimat całego metra tak mocno nam przypomniał ten z filmu „Kotrolerzy”, że tego samego dnia co przejażdżka poczuliśmy wielką potrzebę powtórnego obejrzenia tego filmu. Potem jeszcze kilkakrotnie jeżdżąc różnymi liniami metra widywaliśmy identycznie jak w filmie wyglądające grupki kontrolerów – bardzo specyficzny widok, nie wiem czy do zaobserwowania w jakimkolwiek innym europejskim metrze!

23130876_10159570426575344_108050399608715181_n

Gdybyśmy mieli spędzić w Budapeszcie jeszcze jeden dzień, to pewnie wybralibyśmy się do starych zabytkowych łaźni i zrobilibyśmy sobie wieczorną wyprawę statkiem po Dunaju, bo wiele lat temu byłam na takiej w tym mieście i pamiętam, że widok Budapesztu nocą i tych mostów widzianych z rzeki zapierał mi dech w piersi.

Ceny

Rachunki za kolacje w knajpach, które wymieniam – 2 osoby, wino – zwykle wynosiły 300-350 zł. Jest więc troszkę może drożej niż w Warszawie, ale poziom gastronomii wysoki i wart tych cen zdecydowanie. Śniadania dość tanie – ok 20 – 30 zł/os. Koktajle, alkohol w barach – trochę droższy niż Wawa. Nieznacznie. Scena coctail barów wydaje się jeszcze dość mało tam rozwinięta w porównaniu z rozkwitającą obecnie w Warszawie, ale może to tylko moje wrażenie… Ceny artykułów spożywczych w sklepach – nie analizowaliśmy, na pierwszy rzut oka podobne jak w Warszawie.

To tyle z mojego raportu 😉 Jeszcze raz gorąco polecam Wam Budapeszt na kilkudniowy romantyczny wypad z chłopakiem albo na dłuższy weekend z grupą przyjaciół. Zwłaszcza dla foodisiów! 😉 Ciekawa jestem Waszych doświadczeń i sprawdzonych miejscówek, jeśli już odwiedziliście to miasto. Podzielcie się!

Na koniec kilka uśmiechniętych i szczęśliwych mordek – mojej i Mialasia:

Tagi: , , , , , ,

2 responses to “69 godzin w Peszcie i 3 w Budzie… (spędzone głównie na konsumpcji albo w łóżku ;)”

  1. Maria says :

    Pysznie opisane. Narobiłaś mi ochoty na Budapeszt. Namówię Krzyśka 🙂

Napisz, co o tym myślisz

GroundTruth

myślę czuję jestem

Arek Skuza

myślę czuję jestem

NoamWasserman

myślę czuję jestem

Venture Hacks

Advice for startups

simply awesome things!

myślę czuję jestem

The Browser

myślę czuję jestem

Brain Droppings

myślę czuję jestem

TED Blog

The TED Blog shares news about TED Talks and TED Conferences.

James Altucher

myślę czuję jestem

myślę czuję jestem

Mashable

myślę czuję jestem

Spotted

myślę czuję jestem

Pozytywka

somehow I know there’s more to life than this

Raw Thought (from Aaron Swartz)

myślę czuję jestem

The Daily Post

The Art and Craft of Blogging

The Marginalian

Marginalia on our search for meaning.

mind (the) gap

myślę czuję jestem