Żeby coś dostać od innych, trzeba opuścić gardę
Dziękuję za to, że byliście ze mną. Za trzymanie kciuków za Milasia, wsparcie, dodawanie otuchy, oferowanie pomocy. Za ciepło i dobre myśli. Za to, że mogłam pozwolić sobie na bycie słabą, żeby móc na nowo potem zebrać siły.
Dopiero od niedawna uczę się, że silny to nie jest przeciwieństwo słabego. Że to raczej dwie strony tej samej monety. Że silny człowiek może być równocześnie słaby i to jego siły nie przekreśla. Że odsłanianie swoich słabych punktów niekoniecznie naraża nas na straty, ale paradoksalnie wzmacnia. Że tylko odsłonięci, bez gardy przy twarzy, możemy doznać dobra, miłości, wzruszenia, czułości. Branie jest często trudniejsze od dawania. Bo żeby wziąć, trzeba opuścić tę gardę.
W te siedem dni doświadczyłam całego spektrum bardzo intensywnych emocji… czułam najpierw lęk i przerażenie, strach o życie mojego Piotra. Zaraz potem nadzieję i wiarę, że wszystko się jednak ułoży (one dwie rzadko mnie opuszczają, bo taką mam konstrukcję, moje mechanizmy obronne). Chwilę potem ukojenie i ulgę, że nie jestem sama, że mogę pozwolić sobie na słabość. Kilka minut dalej podziw dla moich dzieci, które przeszły błyskawiczny egzamin, którego nikt się nie spodziewał. Czułość, tkliwości, bliskość, miłość, silna potrzeba bycia obok Milasia.
A potem przez długie dni w szpitalu przygnębiające obrazy: jak choroba odbiera ludziom godność, jak odsłania ich samotność, jak zdaje na łaskę innych i czyni niesamodzielnym. W końcu jak w ciągu kilku dni może człowieka, który sobie ucinał pogawędki i żartował, zabrać bezpowrotnie i w sposób, który go zawstydza, żenuje nawet w ostatnich chwilach życia. Współczucie, chęć niesienia choć najdrobniejszej pomocy, ulgi w cierpieniu. Refleksja nad kruchością życia i nad tym co na koniec naprawdę się dla nas liczy. Minęło siedem dni, a ja jakbym przeżyła co najmniej rok więcej.
Jesteśmy już w domu, Milaś spędza pierwszą noc w naszej sypialni. Czuję się bezpieczna. Powoli mogę skupić się na innych sprawach. Powoli się odbudowywać, pozwolić na chwile beztroski. Dlatego tak Wam dziękuję. Bardzo mi pomogliście to wszystko przetrwać. I pamiętajcie – kiedykolwiek będziecie w trudnej sytuacji, pozwólcie innym sobie pomagać. Nie jesteście sami. ❤