Ciepło, coraz cieplej a więc w pobliżu Świętego Graala. Czyli 10+1 moich ulubionych knajp w Warszawie
Kiedy przeglądam statystyki mojego bloga z pewnym zadziwieniem odkrywam, że jest jeden post, który Waszymi odwiedzinami bije na głowę wszystkie inne. Nosi tytuł „W poszukiwaniu Świętego Graala czyli 10 moich ulubionych knajp w Warszawie”. Powstał 2 lata temu, a 2 lata w warszawskiej gastronomii, a przede wszystkim w dynamice moich upodobań, to bardzo długi czas. Dziś napiszę Wam, jak ta lista wygląda dla mnie teraz.
(Edit: W tym miejscu może też warto wspomnieć, że z miłości do dobrego jedzenia i z podziwu dla talentu kucharzy w 2015 roku otworzyłam firmę Ulala Chef, dzięki której możecie wynająć najlepszych warszawskich kucharzy na prywatne przyjęcie w Waszym domu. Zresztą działamy już we wszystkich dużych miastach Polski. Zapraszam! 🙂 )
I na początku chciałabym zastrzec, że nie jest to lista miejsc z najlepszą kuchnią w mieście! Jest w Warszawie wiele restauracji, które się na tej liście nie znalazły, a które kulinarnie przewyższają niektóre z knajp w zestawieniu. Ale tylko niektóre! 😉 Na tej liście znajdują się knajpy moje ulubione na dziś. To znaczy, że są to takie, w których z chęcią i często bywam, z przyjemnością myślę o każdym powrocie, a które poza fajnym jedzeniem najczęściej oferują mi dużo więcej. Dlatego nazywam tę listę „poszukiwaniem Świętego Grala”, bo jest ona pewnym wyrażeniem tęsknoty za knajpą dla mnie idealną – nie tylko z dobrą kuchnią, ale i z ludźmi, klimatem, załogą – takimi, które tworzą tę jedną całość, która powoduje, że to miejsce staje się moim drugim domem. Tak jak moim drugim domem było swego czasu sopockie Tesoro.
Więc do rzeczy! Lista na dziś wygląda tak (kolejność będzie alfabetyczna a wiec przypadkowa):
- Alewino – jeśli chcesz skupić się na wyjątkowej, progresywnej i odkrywczej kuchni, jednocześnie w luźnej atmosferze
Wielbicieli Alewino wśród warszawskich foodies nie brakuje. Miejsce jakiś czas temu już zdobyło sobie mocną pozycję w mieście, a prawie każdy z moich znajomych, którzy są otwarci na nowe doznania kulinarne, już był tam choćby raz. A jeśli byłeś raz, będziesz wracał. Dlaczego? Bo czuć w nim pasję. Forma nie jest tu tak istotna jak treść. Proste wnętrze w kamienicy przy Mokotowskiej. Proste stoliki bez obrusów, niezbyt wygodne krzesła. Ale pasję właścicieli i przede wszystkim genialnego chefa Sebastiana Wełpy czuć tu od pierwszego wejrzenia. Wybieram najczęściej miejsce tuż przy otwartej kuchni, żeby widzieć jej pracę. Latem na otwartym patio znajdziecie stoliki na przyjemnie zaaranżowanym podeście. Ja jednak i tak zawszę wolę stolik obok kuchni 😉 Co zjeść? Karta nie jest długa, często zmieniają się w niej niektóre pozycje, ale są też takie, których usunięcie z karty groziłoby skandalem. Mięsa nie jest dużo, sporo za to opcji wegetariańskich. Każde z dań bardzo odkrywcze, pokazuje wielki talent do łączenia i odkrywania smaków, jaki posiada Sebastian. Pozycje obowiązkowe dla mnie to otwarte ravioli z selera, kalafior i palone masło (26 zł) oraz tarta tatin z szarej renety, lody werbenowe, foie gras (26 zł). Do tego duży wybór świetnych win. I przepis na znakomity wieczór z przyjaciółmi i ze smakami w centrum uwagi – gwarantowany.
Alewino, Śródmieście, ul. Mokotowska 48, tel. (+48 22) 628 38 30, facebook: Alewino
2. Burger Bar – zdecydowanie najlepsze burgery w mieście ze stolikami po drugiej stronie ulicy
To chyba jedyne miejsce, gdzie w Warszawie jadam burgery. Próbowałam w kilku innych, ale te na Olkuskiej są w mojej opinii najlepsze. Serwowane są w zwykłej małej budce, jak to często bywa. Ale można je też zamówić siedząc w przyjemnym Music Bar po drugiej stronie ulicy, czy to latem popijając sobie musujące wino przy stolikach na zewnątrz, czasem nawet przy akompaniamencie muzyki na żywo, czy to zimą w środku Music Baru, który oferuje trochę bardziej komfortowe wnętrze niż budka z burgerami. A co w burgerowym menu? Burgery 🙂 z Red Angus, Black Angus, z Rib Eye lub Wagyu, w gramaturach do wyboru. Do tego zawsze znakomita bułka (jakże istotny element a tak często ignorowany przez inne burgerownie!) i świetne dodatki. Moja ulubiona pozycja w karcie to Greenchilli Burger, w którym oprócz ketchupu, kotleta i sera cheddar, znajdziecie salsę ze świeżych pomidorów, papryki pepperoni, dymki, kolendry i limonki oraz mayochipotle. Cena tej kanapki w zależności od rodzaju wybranego mięsa to 26 – 43 złote.
Burger Bar, Mokotów, ul. Olkuska 2, tel. (+48) 780 094 076, facebook: Burger Bar
3. GringoBar – meksykańskie jedzenie w niepowtarzalnym stulu – rytm podaje ekipa
To jedno z moich ulubionych miejsc na szybkie jedzenie na Mokotowie, czyli w okolicy mojego domu. Wpadamy tu na pół godziny – tylko uwaga! niezbyt późno, bo chłopaki wyprzedają towar i koło 20.00 już jest po wszystkim, a szkoda. Bo nas ochota na to jedzenie nachodzi często późniejszym wieczorem. No ale co zrobić! Przy pierwszej wizycie może trochę zaskoczy Was bardzo nieformalna atmosfera tego miejsca i klimat jaki tworzą chłopcy, którzy je prowadzą. To ekipa oryginalnych, bardzo przyjaznych ludzi. Szybko nawiążesz z nimi kontakt i poczujesz się komfortowo. Co zamawiać? Oczywiście możesz wejść w klasyczne burrito chilli con carne, które jest przepyszne. Uwaga na dwie rzeczy – ostry sos – ten najostrzejszy jest naprawdę ostry i mówi to Wam zaprawiona w bojach amatorka ostrych smaków. I uważajcie też, jeśli chcecie zamówić powiększone burrito – jest ogromne, to porcja dla wielkiego głodnego faceta. Ja jednak od pewnego czasu zamawiam co innego – chilli con carne podane z kukurydzianymi nachosami i przepysznymi salsami do tego. Uwielbiam to połączenie pikantnych smaków, avocado i owocu mango. Rewelacja.
GringoBar, Mokotów, ul. Odolańska 15, tel. (+48 22) 848 95 23, facebook: GringoBar
4. Kotakota – czyli Adaś Leszczyński u siebie
Adam Leszczyński to w mojej opinii jeden z najbardziej utalentowanych kucharzy w mieście. Genialnie łączy smaki i je dla nas odkrywa, ma do tego jakiś niebywały dar z niebios! W jego menu nie ma nudy ani sztampy. Zabiera Was w podróż do swojego świata i nie będziecie żałować. Oddajcie się przygodzie! Niegdyś był szefem kuchni w Kaskrucie, potem długo walczył o swoje własne, autorskie miejsce i od jesieni mamy je na mapie Warszawy. Ukryte w głębi uliczki, ale jak się okazuje bardzo wygodnie położone – 3 minuty od stacji metra przy Nowym Świecie. Maleńka knajpa, z bardzo otwartą kuchnią czyli tak jak lubię. Kotakota to miejsce z duszą. Z duszą Adama. Który od początku do końca konsekwentnie zrealizował swój pomysł na własne bistro. Chłopak ma nie tylko talent do kuchni, ale i niebywałą wrażliwość estetyczną, artystyczną. Wnętrze Kotakota doskonale to odzwierciedla. Nie znajdziecie takiego drugiego miejsca jak to.
Kotakota, Śródmieście, ul. Bartoszewicza 3, tel.(+48) 575 088 387, facebook: Kotakota
5. Lotos – czyli restauracja prawie z dancingiem
Niedawno wiózł mnie przez miasto taksówkarz, który przez lata w czasach PRL był kelnerem w najlepszych warszawskich hotelach i restauracjach. Opowiadał, „kiedyś to były knajpy!”, a każda otwarta dłużej niż do 22.00 musiała ustawowo posiadać parkiet i tzw. dancing. Dziś już takich miejsc nie ma. Ale jest jeszcze Lotos. Nie bywam tam częściej niż raz na pół roku, ale każda taka wizyta zostaje mi mocno w pamięci. Co więcej! Wybrałam Lotos na miejsce briefingu dla mojej ukochanej agencji reklamowej Be7, której właścicielem jest mój przyjaciel Marcin, briefingu na projekt logo dla Ulala Chef! Nie dlatego, że chciałam, by logo było w klimacie tej restauracji. Ale dlatego, że jest to chyba najbardziej absurdalne miejsce na taki briefing. Spotkanie się udało wyśmienicie. Zamówiliśmy doskonałego i legendarnego tu wręcz tatara. Mimo, że była dopiero godzina 14.00 pani kelnerka w nieskazitelnie białej bluzce i opalonej mocno twarzy zaproponowała nam, bez mrugnięcia powieki, butelkę mocno zmrożonej wódki, którą to propozycję przyjęliśmy również bez najmniejszego mrugnięcia powieki. Siedzieliśmy przy stoliku na podeście w drugiej, bardziej wytwornej sali. Mieliśmy piękny widok na cały ten zdumiewający lokal i jego jeszcze bardziej zaskakujących gości. Nie byliście tam jeszcze? Idźcie koniecznie i nie czekajcie na taką wyjątkową okazję jak projekt nowego logo dla swojej nowej firmy 😉
Restauracja Lotos, Dolny Mokotów, ul. Belwederska 2, tel. (+48 22) 841 13 01, facebook: Lotos
6. Mezze – wegetariańsko, a nawet wegańsko i da się pysznie
Bywamy tu często z Piotrem i Zuzą, bo jest to jedno z niewielu miejsc bez mięsa (co odpowiada Piotrowi i Zuzi), które jest w stanie zaproponować mi naprawdę pyszną alternatywę. Do tego jest zawsze gwarnie, tłumnie, młodo, przyjaźnie, czyli tak jak lubię 🙂 Mezze to hummusy i falafele. W różnych kombinacjach i zestawach. Ja zwykle zamawiam zestaw o nazwie talerz Sabich – czyli hummus podany z pikantną salsą, grillowanymi plastrami bakłażana, jajkiem gotowanym na twardo oraz – konieczne uzupełnienie – sałatką z owocu mango. Czasami w porze bardziej śniadaniowej skuszę się na szakszukę. Falafeli nie jadam raczej, ale moi towarzysze i owszem. Do tego lampka wina podana przed posiłkiem z miseczką pysznych oliwek. I można sobie przyjemnie spędzić godzinkę w tym uroczym miejscu.
Mezze, Mokotów, ul. Różana 1, te. (+48) 662 987 617, facebook: Mezze
7. Opasły Tom – na elegancką kolację w świetnym guście
Jeśli szukam miejsca na elegancki lunch biznesowy albo kameralny bardziej uroczysty obiad, Opasły Tom wydaje mi się najlepszym miejscem. Przepiękne stylowe wnętrze, świetna obsługa a w kuchni wybitna szefowa: Agata Wojda. Karta niebanalna, autorska, mocno zakorzeniona w lokalnych i sezonowych produktach. Kaczka, jagnięcina, gęś, królik, pasternak, burak, bryndza. Wszystko z kreatywnym genialnym twistem Agaty. Subtelna elegancja, nienachalna ale wysoka jakość. Świetnie.
Opasły Tom, Śródmieście, ul. Foksal 17, tel. (+48 22) 621 18 81, facebook: Opasły Tom
8. Północ-Południe – znów blisko kuchni
To miejsce pojawiło się na mojej mapie stosunkowo niedawno. Może znamy sie w sumie 6 miesiecy? Zupełnie przypadkiem krążyliśmy z Piotrem późniejszym wieczorem w okolicach placu Unii Lubelskiej poszukując miejsca, które nas przygarnie na 2-3 godziny i zaoferuje coś pysznego. I bang! Co za strzał. Po wejsciu do lokalu widzisz po prawej stronie przeszkloną kuchnię. Wchodzisz do drugiej sali i wracasz znów tak jak ja – bliżej kuchni. Po prawej, tuż przy oknie „wydawki” wciśnięty jest niewielki wysoki stolik. Idealny dla nas. Od razu nawiązuję znajomość z kucharzami, którzy jak się okazuje, karmią nas potem wybornie! Cudowna polędwica wołowa, grzanki z grasicą cielęcą no i te desery. Piękna sprawa. Do tego przemiła bezpretensjonalna obsługa. Chcemy wracać i wracamy.
Północ-Południe, Mokotów, ul. Bagatela 10, tel. (+48 22) 114 31 13, facebook: Północ-Południe
9. Pook Pasta – miejsce dla masochistów, ale makarony najlepsze w mieście
Wszystko może Wam tu przeszkadzać: że daleko z miasta (odległe zakątki Alei KEN na Ursynowie), że czynne tylko do 22.00 i będą wyganiać, że obsługa często zagubiona i nieporadna trochę, że często brakuje połowy karty a deser udaje się zamówić tylko co drugą lub trzecią wizytę, bo wieczorem często go już nie ma, że wentylacja niewydolna i siedzicie w lokalu o zaparowanych szybach, wreszcie, że właściciel i jednocześnie szef kuchni to dość specyficzna osobowość i można się czasem zastanawiać czy on tam jest dla gości czy odwrotnie. Choć zastrzegam tu, że sama mam do tego pana słabość! 😉 Wszystko to zapomina się w tej jednej chwili, kiedy widelec z makaronem trafia do Waszych ust. Makarony mają tu wybitne. Najlepsze w mieście. My zwykle jemy czarny makaron z dużą ilością różnych owoców morza, choć zdarzały nam się też inne wersje. Zawsze w punkt.
Mają tu też najlepszą bruschettę, jaką od dawna jadłam. I deser – ich specyficzna wersja tiramisu, bardzo wart jest grzechu. Jednym słowem, jeśli nie przeszkadza Wam małe cierpienie, żeby dostać świetne włoskie jedzenie, polecam. Jeśli jesteście na to zbyt wrażliwi, to nie przyjeżdżajcie 🙂
Pook Pasta, Ursynów, Al. KEN 21, tel. 793 206 406, facebook: Pook Pasta
10. Uki Uki – odkryj pożywny i cudowny udon
Nowe miejsce na mapie Warszawy. Warto wpaść tu w zimowy chłodny wieczór na rozgrzewającą miskę japońskiego bulionu z grubym makaronem. Do tego bardzo dobra tempura z krewetkami i przeróżnymi warzywami. Taki zestaw to ogromna porcja. Mało kto dotrwa jeszcze do deseru, a te też warte są grzechu. Zwłaszcza krem z mascarpone i zieloną herbatą. Wnętrze jasne, proste, przyjemne. Dobry widok na kuchnię i pracujących w egzotyczny sposób kucharzy. Warto zarezerwować stolik, bo jest tu zwykle tłoczno – uwaga rezerwacje możliwe dopiero od 4 osób w górę.
Uki Uki, Śródmieście, ul. Krucza 23/31, tel. (+48 22) 428 26 96, facebook: Uki Uki
I wreszcie ta jedna! – najbliższa mojemu wyobrażeniu o knajpie idealnej. Nie idealna, ale i tak lubię ją ostatnio najbardziej i bywam w niej bardzo często:
TAPAS Gastrobar – czyli hiszpański gwar z prostą kuchnią karmiącą duszę
Zwykle chodzimy tam we trójkę z moim przyjaciółkami. Rezerwujemy stolik na późną godzinę i wiemy, że kuchnia będzie wystarczająco długo otwarta, by ciągle domawiać kolejne tapasy. I nie będziemy same, bo zawsze jest tam mnóstwo ludzi i ten gwar też lubimy! Mamy swój ulubiony stolik 3-osobowy przy oknie i jednocześnie blisko kuchni i baru. Co jemy? Ja lubię smażone narybki, panierowane kalmary, tradycyjne hiszpańskie tortillas i bakłażanowe paluszki serwowane z miodem. Dziewczęta mają swoje ulubione – rozbite jajka sadzone z jamón ibérico oraz cocas z kaszanką i papryką. Dużo by jeszcze wymieniać, a musicie koniecznie dotrwać do deserów – zamówcie co najmniej 3: churros z czekoladą, mus czekoladowy z malinami i przede wszystkim ptysie z zimnym kremem i sosem z truskawek. Do tego dobre domowe wino i nie potrzebujecie nic więcej! Dodam jedynie, że obsługa jest tam świetna – uśmiechnięta, przyjazna, sprawna. Chyba już czuję się w Tapas Gastrobar jak w moim drugim domu ❤
TAPAS Gastrobar, Mirów, ul. Grzybowska 63 (budynek hotelu Hilton), tel. (+48 22) 251 13 10, facebook: TAPAS Gastrobar
A jakie są Wasze ulubione miejsca w tym mieście? Piszcie – może odkryję dzięki Wam coś nowego?
Trackbacks / Pingbacks